/p>

Wybory 2010: "Sprawa stadionu"
poniedziałek, 29 listopada 2010 18:00

Stadion to coś więcej... Te zdjęcie półtora roku temu obiegło sportowe - i nie tylko - media: Jan Urban, wówczas trener warszawskiej Legii, siedzi sobie „na zielonej trawce” na słynnej na cały kraj skarpie pod tzw. trybunką VIP-owską przy Olimpijskiej i - zgodnie ze śląskim zwyczajem łuskając słonecznik - obserwuje ligowy mecz niebiesko-czerwonych.



Urbana, w przeszłości zdobywającego bramki nie tylko dla Górnika Zabrze (z którym był trzykrotnie mistrzem Polski), ale także dla hiszpańskiej Osasuny (jako jedyny Polak „ustrzelił” hat tricka na słynnym stadionie Santiago Bernabeu, obiekcie Realu Madryt), sportowe losy w ostatnich tygodniach rzuciły do pracy w Polonii Bytom. Nie wahał się niemal ani chwili, kiedy zatelefonował doń z propozycją poprowadzenia drużyny prezes Damian Bartyla. Choć pamiętał przecież z tych przyjazdów do nas z Legią, że wspomniana trybuna dla VIP-ów - w myśl ekstraklasowych standardów - jest nią tylko z nazwy. Podobnie jak jedynym powodem nazywania obiektu przy Olimpijskiej „areną ekstraklasową” jest fakt, że na co dzień gra na nim zespół w ekstraklasie występujący. Piłkarze z Bytomia prawo gry w tej elicie „wykopali” sobie sami, znosząc czasami trudy i znoje występów w klubie borykającym się - nie ma co kryć - z problemami. Tak jak oni wojowali o ten sukces na murawie, tak polonijni działacze wojować musieli przez wiele lat, dzień po dniu, o każdy grosz na działalność klubu, i o spełnienie każdego warunku licencyjnego. I budowali przy tym niezwykłą solidarność społeczną, tworzyli niezwykłą więź uczuciową między klubem a rosnącym tłumem mieszkańców Bytomia, zainteresowanych sportem i taką właśnie - kibicowską - formą spędzenia wolnego czasu. Przez tych kilka lat doszli w końcu do momentu, w którym to Polonia właśnie stała się głównym ośrodkiem aktywizacji lokalnych środowisk; to wokół niej zaczęli skupiać się ci najaktywniejsi mieszkańcy naszego miasta, mający chęć do działania na arenie publicznej. Stał się też klub organizatorem imprez rozrywkowych: turniejów, festynów, zabaw dzielnicowych, wreszcie - w minionych miesiącach - obchodów 90-lecia swojego istnienia. Mimo znacznie ograniczonych środków, potrafił urządzić na miejskim rynku koncert porównywalny skalą z tymi, które towarzyszyły czerwcowemu Świętu Bytomia. A to wszystko - mówiąc może trochę górnolotnie i przenośnie - odziany jedynie w zgrzebne szaty „ludzi bezdomnych”...

No bo jakże inaczej traktować dziś wszystkich z Polonią związanych? Boom wynikający z przyznania Polsce i Ukrainie organizacji finałów piłkarskich mistrzostw Europy w roku 2012, w sukces inwestycyjny potrafiły przekuć władze wielu miast i gmin w naszym kraju, nieraz bardzo odległych od ośrodków goszczących finalistów Euro 2012. Prezydenci i burmistrzowie z północy i południa zwietrzyli swą szansę w rosnącej koniunkturze na piłkę, i - kusząc prywatnych inwestorów obietnicami zysków oraz różnymi ścieżkami zabiegając o dotacje unijne - włączyli się w wielką kampanię już niemalże pod hasłem: „cała Polska buduje stadiony”. To się zwyczajnie opłaca! W każdym wymiarze. 41 tysięcy widzów przy Bułgarskiej w Poznaniu to przecież 41 tysięcy biletów, pomnożone przez - niech będzie średnio - 60 zł. Prawie 2,5 mln zł z jednej tylko, 90-minutowej teoretycznie, imprezy piłkarskiej. Nie licząc całej otoczki: sprzedaży gadżetów, pamiątek, produktów spożywczych i napojów. Do tego jeszcze zyski często spychane na margines świadomości, a przecież realne: za opłaty parkingowe chociażby. Pewnie, że to uproszczenie. Że w Bytomiu nie potrzeba stadionu na 40 tys. Że wystarczy na 15 - jak w porównywalnych pod względem demograficznym Kielcach. Na „starą Koronę” chodziło tysiąc osób. Od kiedy postawiono Arenę Kielc - co wiązało się z równoległym awansem piłkarzy w hierarchii krajowej - pojawia się na niej co najmniej 9-10 tys. widzów. Część pieniędzy wydanych przez nich w kasach trafia do miejskiego budżetu, do którego - mając inne źródło dochodu - nie wyciąga już też ręki klub po dotację...

To pierwsza przyczyna, dla której Bytom nowoczesny stadion mieć powinien. Druga - to wspomniany „obowiązek społeczny’, z którego Polonia na razie wywiązuje się bardzo dobrze. Jest nie tylko animatorem życia mieszkańców miasta, miejscem ich integracji. Jest też ośrodkiem wychowawczym dla młodego pokolenia. To tutaj tajników piłki nożnej, ale też funkcjonowania w grupie, uczy się ponad 300 dzieci. Rosną z klubem, dojrzewają, przekazują życiowe doświadczenia - nabyte przecież również w nim - kolejnym pokoleniom. Dajmy im miejsce godne wagi tych zadań!

No i jest jeszcze całkiem doraźna przesłanka skłaniająca przyszłego gospodarza miasta do podjęcia wyzwania, jakim jest budowa stadionu. Niedawne wybory samorządowe na Śląsku pokazały, że społeczeństwo - niekoniecznie kibice wyłącznie - takich inwestycji po prostu chce. Nie przypadkowo w I turze zwycięstwa odnieśli ci kandydaci, którzy w swym programie budowę (bądź znaczną modernizację) istniejących stadionów podnosili. Małgorzata Mańka-Szulik w Zabrzu, Andrzej Dziuba w Tychach, Jacek Krywult w Bielsku-Białej, a nawet Piotr Uszok w Katowicach. Nowoczesna arena piłkarska - z funkcją rozrywkową (organizacja koncertów), komercyjną (miejsce na lokale gastronomiczne i działalność handlową) i usługową wobec mieszkańców (wychowanie dzieci i młodzieży przez sport) - to dziś po prostu dobrze zainwestowane pieniądze.

A w Bytomiu - przypomnijmy - w tym roku Rada Miasta (na wniosek prezydenta) obcięła środki na modernizację obiektu przy Olimpijskiej z 10 do 1,5 mln złotych. Pewnie dlatego Jan Urban głośno mówi, że los bytomskiej piłki nożnej zależy od wyniku II tury wyborów prezydenckich w naszym mieście.



autor: anonim