/p>

Wybory 2010: "Brud w mieście, zaniedbane budynki"
piątek, 03 grudnia 2010 18:00

Kamienice - kamienna obojętność. Bytom jest jednym z najstarszych miast w województwie śląskim. Niegdyś był też jednym z najważniejszych na tym terenie, i najpiękniejszych zarazem. Średniowieczna spuścizna miasta nie przetrwała do czasów współczesnych. Ale i kamienice zbudowane w XIX i XX wieku - dzięki swej różnorodności stylów - dodają Bytomiowi urody oraz wyróżniają wśród innych śląskich miast. A raczej - powinny dodawać...

Bytom - runęła trzypiętrowa kamienica” (tvn24.pl), „Bytom - zawaliła się kamienica przy ul. Kwietniewskiego” (MojeMiasto) - to tylko dwa doniesienia z ostatnich kilku miesięcy, jakie poszły w świat dzięki portalom internetowym. To, niestety, efekt i wojennych zniszczeń, i okresu totalitarnej „własności społecznej”, w czasie której wszystko było „wspólne”, czyli tak naprawdę - niczyje. No i także dwóch dekad, jakie upłynęły od ustrojowego przełomu w 1990 roku. Dekad, które nie sprzyjały ani renowacji, ani odnowie tych pięknych dowodów wspaniałej przeszłości miasta. Finansowa kołdra - kiedy obcięto ją o środki pochodzące z przemysłu górniczego i hutniczego - okazała się zbyt krótka, by móc wcielić w życie jakikolwiek program rekonstrukcji wiekowych kamienic czy też rewitalizacji całych zabytkowych kwartałów i dzielnic miasta.

Ale niedostatki w kasie nie są przecież wystarczającym usprawiedliwieniem dla kompletnej postępującej degradacji mienia - nie tylko gminnego zresztą. Przyczyn tego stanu rzeczy - groźnego zarówno dla rzeczy trudno zmierzalnej (czyli zewnętrznego wizerunku miasta), jak i bardzo bezpośrednio dla samych mieszkańców (w przypadku katastrof budowlanych ocieramy się przecież każdorazowo o tragedię) - jest więcej. Ta najważniejsza - to zobojętnienie na los tychże kamienic i budynków. Zobojętnienie dostrzegalne i wśród tzw. elity, czyli przedstawicieli władz miasta, ale i - niestety - wśród samych jego mieszkańców. „Przykład idzie z góry” - chciałoby się rzec w tym ostatnim przypadku. Brak reakcji ratusza na dewastację gminnego mienia, bezsilność wobec grabieży materiałów budowlanych i dzikiej rozbiórki dokonywanej przez złomiarzy, bezradność w sytuacji, w której dbałości o stan budynków nie wykazują ich właściciele prywatni - oto przyczyny, dla których często sami mieszkańcy Bytomia wzruszają tylko ramionami na wieść o kolejnej katastrofie budowlanej. I odwracają głowy, by nie widzieć pustych oczodołów kamienic, zabitych deskami wejść, pękających ścian, sypiących się cegieł, walących się schodów i przeciekających, dziurawych dachów... Te obrazki spotykamy wszędzie; nie tylko w peryferyjnych dzielnicach, zapomnianych przez Boga podwórkach, ale i na - pozornie reprezentacyjnych - ulicach miasta, w niewielkiej odległości od rynku. Na przygnębiające widoki natkniemy się przy Piłsudskiego, Piekarskiej, Kwietniewskiego, Wałowej. Nawet nie trzeba zaglądać w bramy...

Rozpaczliwy bezwład, jaki w tym zakresie ogarnął większość osób piastujących znaczące stanowiska w miejskich władzach, udziela się znacznej części mieszkańców. Przywykamy do wszechotaczającej nas brzydoty, przyzwyczajamy się do burych i szarych murów, pomazanych jeszcze bohomazami niespełnionych artystów-graficiarzy czy zwykłych wandali. Ba; przestaje nas nawet razić zwyczajny brud bytomskich ulic i podwórek, na który wciąż przecież nie dajemy zgody w naszych własnych mieszkaniach. Ale te nasze skromne M-5 przynajmniej mają swojego gospodarza - w osobach nas samych. A Bytom, niestety, na dobrego gospodarza czeka już bardzo długie lata...



autor: anonim